Liverpool 1:0 Napoli. A jednak czegoś zabrakło.

Podziel się tym artykułem

W bardzo mocnej grupie spisaliśmy się świetnie, ale nawet to nie wystarczyło do awansu. W ostatnim meczu do końca szukaliśmy szczęścia, jednak przegraliśmy zasłużenie.

Przed ostatnią kolejką fazy grupowej Ligi Mistrzów byliśmy w pozornie komfortowej sytuacji. Wszak do meczu z Liverpoolem przystępowaliśmy jako liderzy. Jednak zakładając wielce prawdopodobne zwycięstwo PSG w Belgradzie musieliśmy liczyć się z tym, że trzeba zagrać na zero z tyłu, lub strzelić co najmniej jednego gola. A spełnić choć jeden z tych warunków na Anfield Road to nie lada sztuka.

Początek pojedynku przebiegał w spokojnym tempie. Pierwsze groźne akcje przeprowadziło Napoli, jednak najpierw Lorenzo Insigne niecelnie podawał w polu karnym do Jose Callejona, a potem Marek Hamsik, po dobrym wycofaniu piłki przez Driesa Mertensa, strzelił minimalnie nad poprzeczką.

Po kilku minutach zaznaczyła się wyraźna przewaga gospodarzy. Na prawym skrzydle wciąż atakowali Mohamed Salah i Trent Alexander-Arnold. Pierwszy zaciekle walczył z Kalidou Koulibalym, a drugi znakomicie dośrodkowywał w pole karne. Mimo ich błyskotliwych zagrań, Liverpool nie potrafił jednak stworzyć konkretnych sytuacji strzeleckich. Wprawdzie Roberto Firmino uderzał głową nad poprzeczką, a Jordan Henderson strzelał zza pola karnego, ale przez pierwsze pół godziny najbardziej efektowną interwencją Davida Ospiny było wybicie piłki na 17. metrze przed bramką... głową.

Wciąż trwała bitwa na lewej obronie. Koulibaly wybijał, blokował, wyprzedzał, przepychał Salaha. Ale to przecież nie mogło udawać się w nieskończoność. W 34. minucie Kalidou nie dał rady zatrzymać Egipcjanina, który wpadł w pole karne i uderzył z ostrego kąta. David Ospina przepuścił piłkę między nogami i było 1:0 dla gospodarzy.

Po stracie bramki Napoli na chwilę się przebudziło. Najpierw Fabian Ruiz oddał lekki strzał w środek bramki (to było jedyne celne uderzenie naszej drużyny w pierwszej połowie!). Chwilę później Hiszpan otrzymał podanie od Callejona, wpadł w pole karne i... nie wiedział, co ma robić dalej. Ostatecznie kopnął piłkę w poprzek boiska, a ta poleciała w kierunku linii autowej. W doliczonym czasie Mertens próbował jeszcze pokonać bramkarza rywali strzałem z 40 metrów, ale uderzenie było niecelne, a i Alisson znajdował się tam, gdzie powinien.

Druga połowa obfitowała w szybkie akcje z obu stron. Wreszcie dochodziło także do poważnego zagrożenia pod obiema bramkami. Bliżej powodzenia byli gospodarze. The Reds atakowali prawą stroną, gdzie nadal Salah walczył z Koulibalym, dośrodkowywali (Alexander-Arnold), strzelali z dystansu (Virgil Van Dijk, Henderson) i z pola karnego (James Milner, Georginio Wijnaldum, Firmino). Po ich uderzeniach piłka była blokowana przez Raula Albiola, wybijana przez Ospinę, lub przelatywała obok bramki.

Przez długi czas Napoli potrafiło odpowiedzieć tylko strzałem głową Albiola i minimalnie niecelnym podaniem w pole karne Insigne do Mertensa. Szanse na zdobycie gola przez gości wzrosły dopiero po przeprowadzeniu zmian. Duże znaczenie miało zwłaszcza wejście na boisko Faouzi Ghoulama. Algierczyk koncentrował się na grze ofensywnej, dzięki czemu większość akcji w wykonaniu Napoli było przeprowadzanych lewą stroną. Cała drużyna zaczęła bardziej ryzykować, atakowała większą liczbą zawodników ze świadomością, że może nadziać się na kontry.

Najlepsze szanse dla Azzurrich zmarnowali Piotr Zieliński (uderzył wysoko nad bramką z odległości 10 metrów) i Arkadiusz Milik. Polski napastnik w 92. minucie otrzymał podanie od Callejona, zatrzymał piłkę prawą nogą, a lewą strzelił z 5. metra w wybiegającego z bramki Alissona. To była piłka meczowa.

Trzeba jednak zaznaczyć, że Liverpool w ostatniej fazie meczu miał znacznie lepsze okazje do zdobycia gola. Koncertowo marnowali je Wijnaldum i przede wszystkim Sadio Mane. Obaj często pudłowali, ale też świetnie spisywał się Ospina.

Ostatecznie mecz zakończył się minimalnym zwycięstwem gospodarzy. Zabrakło zatem niewiele, żebyśmy awansowali do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Ale trzeba sobie szczerze powiedzieć, że ostatni pojedynek przegraliśmy zasłużenie. W starciu ze świetnym rywalem zabrakło nam nie szczęścia, ale umiejętności. Może niewiele, ale jednak...

Co teraz? Oczywiście Liga Europy. I może warto potraktować te rozgrywki poważniej niż w poprzedniej edycji. To jest dla nas realna szansa na zdobycie wielkiego trofeum. Bo na wygranie najważniejszego z pucharów na pewno jeszcze nas nie stać.


OCENY (skala 1-10)

Ospina (7) Przepuścił między nogami strzał z ostrego kąta. Na pewno mógł zachować się lepiej, ale trzeba pamiętać, że piłkę uderzał prawdziwy artysta. W innych sytuacjach Kolumbijczyk spisywał się świetnie, czasem wręcz dokonywał cudów, by wybronić strzały przeciwników. Gdyby koledzy strzelili choć jednego gola, byłby bohaterem meczu. Po porażce pamiętać jednak będziemy niefortunną interwencję z 34. minuty.

Maksimovic (6) Zagrał solidnie, nie popełnił większych błędów. Spokojny przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy. Ale stanowi uzupełnienie obrony, a nie jej filar, to nie na nim spoczywał ciężar najtwardszej walki.

Albiol (7) Zablokował mnóstwo dośrodkowań i strzałów gospodarzy. Gorzej mu szło z wyprowadzaniem akcji, ale swoje podstawowe zadania wypełnił dobrze.

Koulibaly (8) Stoczył wielki bój z Salahem. Musiał nie tylko uważać na środek obrony, ale przede wszystkim powstrzymywać Egipcjanina. Raz nie udało mu się zatrzymać rywala i ten strzelił gola, ale Senegalczyk i tak zagrał świetny mecz.

Rui (5) To nie jest piłkarz na miarę fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Zamiast niego lewą stronę zabezpieczał Koulibaly. Wprawdzie nie brakuje mu pewności siebie, bo pozwolił sobie nawet na sztuczkę przy wyprowadzaniu piłki (co o mało nie skończyło się stratą bramki), ale umiejętności ma za mało.

Allan (6) Były okresy, gdy zatrzymywał każdy atak rywali. Dłuższe były jednak te okresy, gdy nie był widoczny. Mało przydatny w ofensywie.

Hamsik (5) Zaczął nieźle, na początku to on prowadził grę drużyny w środku pola. Mógł też strzelić gola, ale uderzył tuż nad poprzeczką. Potem wyróżnił się wieloma niecelnymi podaniami, co w kilku przypadkach mogło skończyć się nawet stratą bramki.

Ruiz (5) Zanotował dużo niecelnych podań, zawiódł także pod bramką Alissona. Warto zaznaczyć, że nie grał zachowawczo, podejmował ryzyko i z tego wynikała część jego błędów. W meczu z topowym rywalem zagrał jednak na pewno poniżej oczekiwań.

Insigne (5) Czasami można było zapomnieć, że przebywa na boisku. Jednak spośród zawodników ofensywnych i tak był najbardziej widoczny. Zwykle strzelał i podawał niecelnie, ale starał się stworzyć zagrożenie dla rywali.

Callejon (4) Kilka razy nieźle podawał do partnerów, zwłaszcza w końcówce, gdy Milik nie wykorzystał jego wrzutki w pole karne. Starał się także pomagać w grze defensywnej. Zabrakło jednak jego akcji z prawej strony. Gdy trzeba było strzelić gola, nie potrafił pociągnąć drużyny.

Mertens (3) W 8. minucie dobrze podał do Hamsika, który strzelił nad poprzeczką. Potem bardzo mało widoczny. W walce z silnymi obrońcami był bezradny, nie stworzył żadnego zagrożenia pod bramką Liverpoolu.

Zieliński (4) Wszedł w 62. minucie za Ruiza, ale nie miał decydującego wpływu na grę zespołu. Świetnie podał do Callejona w 71. minucie. Zmarnował dobrą sytuację, gdy z 10 metrów uderzył wysoko nad bramką.

Milik (4) W 67. minucie zmienił Mertensa. Dobrze podawał do Zielińskiego i Insigne, ale oblał najważniejszy egzamin. Wprawdzie dobrze przyjął piłkę przed bramką rywala, ale jego strzał obronił Alisson. Może to nie była sytuacja idealna, ale na tym poziomie właśnie takie trzeba wykorzystywać, by wygrać i awansować.

Ghoulam (7) Wszedł w momencie, gdy drużyna postawiła na atak, więc nie angażował się nadmiernie w grę defensywną. Na lewej stronie stanowił jednak taką odmianę, że trzeba się zastanowić, czy nawet po kontuzji nie powinien grać w tym meczu od początku.

Brak komentarzy. Twój może być pierwszy!