Milan 2:0 Napoli. Kolejne trofeum nie dla nas

Podziel się tym artykułem

To był kolejny smutny wieczór na San Siro. Najpierw straciliśmy tu pięć ligowych punktów, a teraz pożegnaliśmy się z Pucharem Włoch. I trzeba sobie jasno powiedzieć: tym razem porażka była w pełni zasłużona.

Po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i właściwie już definitywnym rozstaniu się z marzeniami o scudetto, liczyliśmy na skuteczną walkę o pozostałe trofea. Oczywiście wiedzieliśmy, zwłaszcza po ostatniej kolejce ligowej, że w Mediolanie nie czeka nas łatwe zadanie, ale mieliśmy prawo oczekiwać, że tym razem piłkarzom Napoli wreszcie uda się pokonać jedną z drużyn ze stolicy Lombardii. Niestety, zamiast przełamać nieprzyjemną passę, Azzurri zagrali jeszcze gorzej, niż w poprzednich meczach.

Na początku nieźle spisywał się Lorenzo Insigne, który był bardzo aktywny i co kilka minut próbował zaskoczyć bramkarza gospodarzy. Nie potrafił jednak zmusić Gianluigiego Donnarummy do poważnego wysiłku. Wydawało się, że po raz kolejny czeka nas długie oczekiwanie na to, by kapitan drużyny trafił z odpowiednią siłą i precyzją. Jak się później okazało, czekaliśmy na to bezskutecznie do końca meczu.

Kibice Milanu na dobre zagranie swojego zawodnika nie musieli czekać prawie wcale. Wprawdzie grający po raz pierwszy w podstawowym składzie swojego nowego klubu Krzysztof Piątek spudłował w 7. minucie. Jednak już cztery minuty później nie pomylił się choćby o centymetr. Otrzymał dalekie podanie od Diego Laxalta, wybiegł zza pleców zdezorientowanego Nikoli Maksimovica i precyzyjnym uderzeniem pokonał Aleksa Mereta.

Potem Insigne kontynuował, nadal z tym samym skutkiem, swoje strzeleckie wprawki. A Milan ponownie odpowiedział świetną akcją Piątka. W 27. minucie polski napastnik wpadł z piłką w pole karne, ale Maksimovic i Kalidou Koulibaly zepchnęli go w bok i wydawało się, że mają już sytuację pod kontrolą. Jakież musiało być zdziwienie senegalskiego stopera, gdy Piątek dwoma nieznacznymi ruchami minął go i uderzył tak, że rozpaczliwie interweniujący Meret nie mógł zapobiec wpadnięciu piłki do bramki tuż przy słupku. 2:0 dla gospodarzy.

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, można powiedzieć, że mecz właściwie zakończył się już w tym momencie. Stało się jasne, że Piątek nie da się zatrzymać, że znaczna część wysiłków gości będzie musiała skupiać się właśnie na polskim piłkarzu. Już kilkanaście minut po stracie drugiego gola zdenerwowany i bezsilny Koulibaly w akcie desperacji ostro sfaulował nowego zawodnika Rossonerich, za co otrzymał żółtą kartkę. I choć Piątek nie miał więcej dobrych okazji strzeleckich, to sama jego obecność na boisku oznaczała, że cała obrona Napoli musi być w stałym pogotowiu.

W drugiej połowie Carlo Ancelotti dokonał kilku zmian. Za bezproduktywnych Allana i Amadou Diawarę weszli Adam Ounas i Dries Mertens. Ale choć ten pierwszy wykazywał wiele chęci i zapału do gry, to żadne roszady nie przynosiły pożądanego efektu. Najczęściej szczęścia pod bramką rywala szukał Arkadiusz Milik, ale po jego strzałach piłka grzęzła w tłumie obrońców albo lądowała w rękach Donnarummy. I warto zaznaczyć, że choć reprezentacyjny bramkarz tego wieczoru interweniował bardzo często, to chyba ani razu nie musiał przy tym nadwerężać swoich sił. Najwięcej problemu sprawił mu swoim strzałem zza pola karnego Ounas.

Przez całą drugą połowę Milan skupił się na spokojnej grze defensywnej, właściwie w ogóle nie podejmował prób podwyższenia wyniku. Wystarczyło, że umiejętnie blokował dostęp do swojego pola karnego. Piłkarze spod Wezuwiusza nie mieli pomysłu na zdemontowanie obrony rywali, ich ataki były chaotyczne i momentami rozpaczliwe.

To był bardzo słaby występ Napoli. To tym bardziej rozczarowujące, że po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i niemal ostatecznej utracie szans na scudetto mieliśmy prawo oczekiwać determinacji i walki do upadłego w rywalizacji o Coppa Italia. Skoro i to trofeum nam uciekło, możemy liczyć już tylko na zwycięstwo w Lidze Europy. Tylko jak wierzyć w taki sukces, skoro drużyna spisuje się coraz gorzej?

Ten mecz oglądałem w prowadzonej przez Neapolitańczyków i wypełnionej przez Włochów knajpie w Barcelonie. W drugiej połowie bardziej niż losami bijącej głową w mur drużyny, przejmowałem się stanem jednego z kelnerów, który był bliski płaczu. To był naprawdę smutny wieczór dla kibiców Napoli.

OCENY (skala 1-10)

Tym razem nie będzie ocen. Ich wystawienie byłoby znęcaniem się nad drużyną. Owszem, może jakiś drobny plusik należałby się Insigne za aktywność w pierwszej połowie, albo Ounasowi za ambitną walkę po przerwie. Jeśli jednak ich bezskuteczne starania miałyby być jedynym powodem do wyróżnienia, to jakie noty musieliby dostać wyjątkowo bezradny Koulibaly, chaotyczny Malcuit, niewidoczni Ruiz i Zieliński, szamocący się Milik, albo beznadziejnie grający Diawara i Mertens? Spuśćmy na to zasłonę milczenia. Tak będzie lepiej dla drużyny, a przede wszystkim dla nas, kibiców.

Brak komentarzy. Twój może być pierwszy!