Podsumowanie sezonu. Puchary

Podziel się tym artykułem

W związku z szybko przegraną walką o scudetto duża część naszej uwagi skupiła się na rozgrywkach pucharowych. Nic dziwnego, w końcu trofea są najważniejsze, a Napoli nie zdobyło ich od wielu lat. Konkretnie od pięciu, jeśli chodzi o Coppa Italia, i aż od trzydziestu, jeśli chodzi o puchary europejskie.

Coppa Italia

Stosunkowo najłatwiej byłoby o puchar krajowy. Niestety, po spokojnym zwycięstwie z Sassuolo przyszedł pojedynek na San Siro. Milan okazał się wówczas znacznie lepszy i po dwóch golach Krzysztofa Piątka wygrał 2:0. Był to bardzo mizerny występ naszej drużyny, która została dobrze rozpracowana i zneutralizowana przez mocno krytykowanego i uważanego za słabego taktyka Gennaro Gattuso.

Liga Mistrzów

Po zeszłorocznej wpadce tym razem bardzo liczyliśmy na dobry występ w Lidze Mistrzów. Optymizm szybko został przygaszony przez pechowe losowanie, które wrzuciło nas do bardzo mocnej grupy. O ile jednak można było mówić o pechu, który skazywał nas na rywalizację z PSG i Liverpoolem, to po pierwszym meczu należało mieć pretensje przede wszystkim do siebie. Remis na belgradzkiej "Maracanie" był przykrym rozczarowaniem, które odbiło się potem dużą czkawką. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę ambicję i determinację Crvenej Zvezdy, która pokonała potem Liverpool, na taką stratę punktów Napoli nie powinno sobie pozwalać.

Straty trzeba było odrabiać w pojedynkach z najmocniejszymi rywalami. I początkowo udawało się to znakomicie. Po świetnym meczu i walce do ostatniego gwizdka (gol Insigne w 90. minucie) zanotowaliśmy zwycięstwo 1:0 nad The Reds. Potem przyszły dwa remisy z PSG, przy czym zwłaszcza ten wyjazdowy można uznać raczej za pechowy niż szczęśliwy (wyrównujący gol Di Marii w 93. minucie). Gra napawała jednak dużym optymizmem, tym większym, że po zwycięstwie 3:1 w rewanżu z Crveną Zvezdą przystępowaliśmy do ostatniej kolejki jako liderzy grupy.

Problem w tym, że w tej ostatniej kolejce przyszło naszej drużynie zagrać na Anfield. W dodatku układ tabeli powodował, że nie można było sobie pozwolić nawet na porażkę 0:1. A niestety właśnie taką przegraną ten mecz się zakończył. Trzeba jednak przyznać, że Liverpool zasłużył na to zwycięstwo, bo był tego dnia po prostu lepszy (oddał na bramkę Ospiny aż 25 strzałów). Chociaż oczywiście wszystko zakończyłoby się dla nas happy endem, gdyby Arkadiusz Milik w 92. minucie zdołał strzelić z pięciu metrów do siatki, gdy miał przed sobą tylko Alissona. Gdyby...

Liga Europy

Znowu więc przyszło nam zagrać w "pucharze pocieszenia". O ile jednak rok wcześniej ekipa Sarriego, walcząca zaciekle na krajowych boiskach, wzgardziła Ligą Europy i odpuściła rywalizację z Red Bullem Lipsk, to tym razem potraktowano te rozgrywki z największą powagą. Uznano, że zdobycie trofeum będzie sposobem na uradowanie kibiców i zaspokojenie klubowych ambicji.

Rywalizacja z FC Zurich rozstrzygnęła się błyskawicznie. Już po 21 minutach pierwszego pojedynku wyjazdowego Napoli prowadziło 2:0, po przerwie zaś Piotr Zieliński dorzucił trzeciego gola. Wprawdzie potem Szwajcarzy mocno przycisnęli, ale udało im się zdobyć tylko jednego gola. Rewanżowe zwycięstwo 2:0 potwierdziło zdecydowaną wyższość Azzurrich.

W 1/8 finału czekał znacznie groźniejszy rywal. Red Bull Salzburg po raz n-ty zawalił sprawę awansu do Ligi Mistrzów, tym bardziej chciał jednak zrehabilitować się w mniej prestiżowych rozgrywkach. Zaskakujące było więc zdecydowane zwycięstwo Napoli 3:0 w pierwszym meczu. 18 minut wystarczyło, żeby Milik i Ruiz strzelili dwa gole, potem goście wbili sobie jeszcze samobója i wszystko było jasne. Choć warto zaznaczyć, że w tym meczu Salzburg oddał więcej strzałów, a Napoli tylko trzy razy uderzyło celnie na bramkę rywali. Rewanż wydawał się być formalnością. Szybko zdobyty przez Milika gol jeszcze bardziej uspokoił podopiecznych Ancelottiego. Tymczasem austriacka ekipa nie odpuszczała. Łącznie oddała 21 strzałów na bramkę Mereta. Udało jej się szybko wyrównać, a potem objąć prowadzenie. Trzecia bramka, zdobyta w doliczonym czasie gry, nie stanowiła już zagrożenia dla gości, ale była przykrym dopełnieniem nieudanego meczu. Meczu, który mimo wszystko dał nam awans.

Losowanie ćwierćfinałów nie było dla nas szczęśliwe. Trzeba było zmierzyć się z Arsenalem, który nie tylko jest mocną ekipą, ale w krajowej lidze miał kłopoty z zajęciem miejsca dającego awans do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Podopieczni Unaia Emery'ego traktowali zatem poważnie rozgrywki, w których zresztą hiszpański trener jest specjalistą (trzy triumfy z Sevillą). Zapowiadał się zacięty bój.

Niestety, bój zacięty nie był. Pierwszy mecz na Emirates Stadium stał pod znakiem wyraźnej dominacji gospodarzy. Pierwszą bramkę szybko strzelił Aaron Ramsey, kilka minut później pechowo interweniował Kalidou Koulibaly. Potem Napoli było częściej przy piłce, ale to cofnięty Arsenal był wciąż lepszy i bliższy zdobycia kolejnych goli. Porażka 0:2 dawała jednak jeszcze nadzieję na odrobienie strat. Rewanżowy pojedynek był już znacznie lepszy w wykonaniu naszej drużyny. W początkowej fazie wydawało się, że tylko kwestią czasu jest zdobycie bramki przez podopiecznych Ancelottiego. Ale w końcu gola strzelili goście. Meret źle ustawił mur i Alexandre Lacazette strzałem z rzutu wolnego ostatecznie pognębił Azzurrich. Mecz zakończył się porażką 0:1 i do dalszej fazy rozgrywek awansowali oczywiście przeciwnicy.

A zatem kolejne rozczarowanie. Definitywnie straciliśmy szansę na zdobycie w tym sezonie jakiegokolwiek trofeum. Nie mniej bolesny okazał się fakt, że drużyna odpadła zasłużenie. Arsenal okazał się drużyną o znacznie większych możliwościach. Nie ma zatem powodu do narzekania na losowanie. Jeśli chce się zdobywać europejskie puchary, trzeba przecież pokonywać nie tylko słabeuszy i średniaków, ale przede wszystkim rywali z najwyższej półki. Dla nas tym razem okazało się to nierealne.

W kolejnym sezonie znowu zaczynamy od rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów. Czy tym razem zdołamy osiągnąć lepszy wynik? Wiele zależy od transferów i pracy Carlo Ancelottiego. Czekamy z niecierpliwością!

Komentarzy: 5
Mike
Mike

Wydaje się, jakby drużyna lepiej grała w LM niż w LE. Większe zmotywowanie, czy może ogólnie początek sezonu był lepszy? Nie ma co się obwiniać za porażkę z Liverpoolem, najbardziej szkoda remisu z Crveną i tak samo jak napisałeś, pechowego remisu z PSG. Gdybyśmy wyszli z grupy, kto wie, gdzie byśmy doszli, w końcu teraz Liverpool gra w finale... A gdybyśmy w meczu z Arsenalem zaprezentowali taką grę jak z PSG czy Liverpoolem to bez problemu powinniśmy byli ich przejść. No ale wszyscy wiemy, jak wyglądała końcówka sezonu. Oby następny przyniósł wreszcie jakieś trofeum

Remroc
Remroc

Raczej dobra pierwsza połowa sezonu gdzie nawet insigne był w formie, ogólnie myślałem że będzie znacznie gorzej bo ancelotti się opiera na dużej rotacji zawodników co przy naszej kadrze nje jest łatwe ale myślę że przyszły rok będzie jego

Mako
Mako

W Lidze Mistrzów grali świetnie. Liverpool okaże się triumfatorem rozgrywek, a o mały włos nie wyeliminowalibyśmy go. Ćwierćfinał Ligi Europy to też przyzwoity wynik. Wszystkie kluby z Serie A (oprócz juve) chciałyby uzyskać taki wynik jak Napoli

Lolo
Lolo

Sezon nudny. Walka o 1 miejsce szybko się skończyła a reszta grała jeszcze gorzej od Napoli.

OZS1
OZS1

Co tutaj dużo pisać, puki chłopakom grał w sercach "Sarri-taka" to wszystko było cacy glacy(pierwsza część sezonu) potem Carlo zaczął bawić się w wahadła które naszym bocznym wgl nie wychodziło i wyszło jak wyszło. o Lidzę Mistrzów nawet nie pisze, bo po tej szopce na Anfield Road nie obejrzałem już żadnego meczu Naszym do końca sezonu, żeby nerwowo się nie wykończyć. Krótko i na temat: Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze Forza...!!!...:))