Juventus 4:3 Napoli. Mecz do zapamiętania/zapomnienia (na zawsze)

Podziel się tym artykułem

W 1. kolejce ziemia zatrzęsła się we Florencji. Tydzień później w Turynie rządziły wszystkie żywioły świata. Ostatecznie wymięły nas, zgniotły i rzuciły na ziemię.

To nie jest mecz, o którym warto pisać. Kto go nie widział, niech żałuje. Albo niech raczej się cieszy. Kto jednak chce nadrobić zaległość i zamierza go obejrzeć, niech dobrze się zastanowi. Bo oczywiście warto, a nawet trzeba to zobaczyć. Ale zarazem nie należy, a nawet nie wolno, stanowczo nie wolno takich rzeczy oglądać!

A tak w skrócie to...

Napoli zaczęło nieźle. Przez pierwszy kwadrans wydawało się, że Juventus chce z nami zagrać tak, jak z rywalami z dołu tabeli, czyli drepcząc po boisku i czekając na pierwszy błąd. No to Azzurri sobie trochę pokopali, a w 14. minucie Allan przygrzmocił nawet zza pola karnego i Wojciech Szczęsny cudem wybił piłkę na róg. I już wydawało się, że będzie dobrze, ale...

Napoli przestało grać. Przez kolejnych 50 minut wydawało się, że Juve gra z jakimiś dzieciakami. Nie, nie miało okazji, żeby strzelić 6 albo 7 goli. Bo przecież słabszych nie wolno gnębić i straszyć. No więc "Zebry" (a nie, już chyba nie "Zebry") ostrzelały poprzeczkę, a do siatki walnęły tylko trzy razy. Też nieźle, bo z dzieciakami tyle wystarczy. Wystarczy? Nie, bo...

Napoli zaczęło grać. Nowi zawodnicy postanowili pokazać, że warto było ściągnąć ich do Neapolu. Szczęsnego pokonali kolejno Konstantinos Manolas, Hirving Lozano i Giovanni Di Lorenzo. Ale oczywiście nie tylko oni pokazali klasę. Cała drużyna podniosła się, wyzerowała wszelkie liczniki i odwróciła losy meczu, a cały świat wywróciła do góry nogami. Co wtedy czuli kibice Juventusu? Musiało ich totalnie zatkać, podobnie jak zawodników. Ale to naprawdę nic wobec odczucia, z jakim ostatni gwizdek sędziego odebrali kibice Azzurrich, bo niespodziewanie...

Napoli wpadło w przepaść. Kalidou... O rany, Kalidou. Takie rzeczy nie powinny zdarzać się w futbolu.

No i tyle. Zwykły ligowy mecz. Całkiem ciekawy. Dużo bramek padło. Można było popatrzeć. I już o nim zapomnijmy, dobrze?



OCENY (skala 1-10)

Meret (6) Mógł obronić więcej piłek? Chyba nie. Zawodnicy Juventusu wcale nie bombardowali jego bramki, nie dali mu wielu okazji do efektownych parad. Po prostu walili pewniaki. Meret niewiele mógł zrobić, ale w kilku sytuacjach bronił dobrze.

Di Lorenzo (6) Najpierw wystawiają człowieka przeciwko Chiesie, a jak chwilę odetchnie - rzucają go na pożarcie Ronaldo. Ale chłopak dał sobie radę. Owszem, czasem już chyba nie wiedział, gdzie się znajduje i kto mu akurat przebiega za plecami, ale walczył dzielnie. A potem strzelił gola.

Manolas (6) Gdzieś się gubił, coś czasem zepsuł. Ale i tak zagrał przyzwoicie. No i strzelił bramkę, która nagle odmieniła ten mecz.

Koulibaly (4) Gdyby mógł znowu wybiec na murawę, zmiótłby z niej chyba wszystkich rywali. Ale to tak nie działa. Już nie da się cofnąć czasu i wrócić na boisko. Szkoda, że tak się to skończyło. Kalidou, jesteś wielki!

Ghoulam (5) Faouzi, wróć jak za dawnych czasów, albo zwyczajnie odejdź! To smutne, że Algierczyk jest tak odległy od swojej optymalnej formy. Czy jest w stanie do niej wrócić?

Ruiz (5) Za pierwszą godzinę gry należałoby mu wlepić karę. Potem grał lepiej, ale to i tak za mało. Kolejny mecz z mocnym rywalem, w którym Hiszpan nie spełnia oczekiwań.

Zieliński (5,5) Świetny rajd i podanie do Lozano, które ten zamienił na gola. Nie dał rady powstrzymać kontry Juve przy pierwszej bramce, ale był jednym z zaledwie dwóch Azzurrich, którzy zdążyli za tą akcją. W sumie należy się nagana za postawę przez znaczną część meczu, ale trochę odgrzebał się z bagna.

Allan (5) Gdyby Szczęsny nie obronił jego strzału w 14. minucie, to... i tak wszystko jeszcze wiele razy by się pozmieniało. I może Brazylijczyk poszedłby za ciosem, może grałby lepiej. Ale Szczęsny obronił, a Allan znowu został zmieniony.

Callejon (5,5) Właściwie trudno go wyróżnić za jakąkolwiek akcję. Gdzieś tam krążył, robił zamęt, może nawet jakoś przyczynił się do tego powrotu z otchłani. Ale naprawdę nie wiem, w jaki sposób.

Insigne (4,5) Nie, po prostu nie. Lorenzo miał wyjątkowo wiele powodów, żeby pokazać coś Juventusowi (ach, ten karny z poprzedniego sezonu), ale nie pokazał niczego.

Mertens (5) Słaby mecz Belga. Udowodnił, że brak kar za symulowanie jest niewychowawcze, bo znowu fruwał bez powodu. Chyba nie zauważył, że tym razem nie sędziuje Massa. No dobrze, raz narobił kłopotu Szczęsnemu strzelając przy słupku.

Rui (6,5) Wprowadzenie Portugalczyka na drugą połowę przy stanie 0:2 może uchodzić za szaleństwo. Ale właśnie za to można cenić Ancelottiego - wiedział, że nieobliczalny Rui może dać więcej niż zagubiony i zachowawczy Ghoulam. Lewy obrońca nie odmienił sam losów tego meczu, ale miał w tym udział.

Elmas (5,5) Zmienił Allana, ale nie pokazał niczego wielkiego.

Lozano (7) Zagrał w drugiej połowie. W kilku sytuacjach pokazał, że warto było czekać kilka miesięcy na jego transfer z PSV. To jest gość!

Komentarzy: 1
Mako
Mako

K2 przerabiał już bohaterstwo w Turynie po zwycięskiej bramce w ostatniej minucie, teraz przerabia frajerstwo bo samobóju w ostatniej minucie. Fortuna kołem się toczy. Szacun dla tych co nie wyłączyli meczu przy stanie 3:0 ... :)