SPAL 1:1 Napoli. Remis przeciętniaków

Podziel się tym artykułem

To był kolejny mecz, w którym Napoli nie potrafiło wykazać wyższości nad niżej notowanym przeciwnikiem. I niestety coraz więcej wskazuje na to, że ta nieporadność nie jest przypadkowa.

Sobotnia strata punktów Juventusu i Interu dała nam nadzieję na nadrobienie części strat w tabeli. Pojedynek z przedostatnią drużyną Serie A wydawał się doskonałą okazją, żeby rozpocząć pogoń za liderami.

Początek meczu był zatem wielkim zaskoczeniem. Do ataku energicznie ruszyli gospodarze i błyskawicznie mogli objąć prowadzenie. W pierwszej minucie Gabriel Strefezza podał z prawej strony do stojącego w polu karnym Alberto Paloschiego. Ten początkowo nie trafił w piłkę, ale nadal próbował przedrzeć się przez defensywę rywala i Kalidou Koulibaly musiał intensywnie pracować, by mu to uniemożliwić. Kilkadziesiąt sekund później było jeszcze groźniej. Koulibaly sfaulował przeciwnika na 18. metrze, a do wykonania rzutu wolnego przygotował się Andrea Petagna. Najlepszy strzelec SPAL uderzył nad murem, ale piłka trafiła w poprzeczkę.

Na szczęście Napoli dość szybko otrząsnęło się po pierwszym szoku. Już w 9. minucie udało się objąć prowadzenie. Allan podał przed polem karnym do Arkadiusza Milika, a polski napastnik uderzył z 22 metrów. Piłka zmierzała blisko środka bramki, ale Etrit Berisha i tak jej nie sięgnął.

Wydawało się, że szybko strzelona bramka uspokoi podopiecznych Carlo Ancelottiego i pozwoli na kontrolowanie gry. Tymczasem już po siedmiu minutach było 1:1. Sebastiano Luperto za krótko wybijał piłkę na lewej obronie, Strefezza minął Lorenzo Insigne i podał na 11. metr. Tam znalazł się Jasmin Kurtic, za którym nie nadążył Eljif Elmas. Słoweniec nie zmarnował okazji umieszczając piłkę w bramce tuż przy słupku.

W kolejnych minutach Napoli było częściej w posiadaniu piłki. Nie skutkowało to jednak stwarzaniem groźnych sytuacji podbramkowych. Milik oddał wprawdzie dwa strzały głową, ale jeden z nich był za lekki, a drugi po prostu niecelny. Bliżej gola goście byli w 35. minucie. Insigne znakomicie zszedł z lewej strony do środka, minął Strefezzę i Nenada Tomovica i podał do wbiegającego w pole karne Driesa Mertensa. Belg dośrodkował płasko przed bramkę, ale stojącego tam Milika uprzedził w ostatniej chwili wracający Tomovic.

Trzy minuty później znowu Insigne świetnie zagrał do Mertensa. Ten kopnął piłkę, która trafiła w rękę Francesco Vicariego. Sędzia wskazał na rzut karny, jednak po analizie VAR uznał, że kapitan ekipy z Ferrary nie dopuścił się celowego złamania przepisów.

Pod drugą bramką zrobiło się niebezpiecznie w 42. minucie, gdy po rzucie rożnym Koulibaly podbił głową piłkę, czym zaskoczył Davida Ospinę. Piłka trafiła pod nogi osamotnionego Paloschiego, który jednak nie spodziewał się takiego prezentu i zmarnował okazję.

W drugiej połowie znowu jako pierwsi zaatakowali groźniej gospodarze. W 51. minucie po rzucie rożnym Vicari uderzył głową, ale Ospina dzięki znakomitej interwencji zdołał wygarnąć piłkę z linii bramkowej. Potem na boisku działo się niewiele. SPAL skupiło się na obronie, choć cały czas czyhało też na okazje do kontr. Sytuacje podbramkowe stwarzali już jednak niemal wyłącznie Azzurri. Dwa groźne strzały zza pola karnego oddał wprowadzony po przerwie Fabian Ruiz. W 61. minucie po jego uderzeniu Tomovic zdołał jeszcze podbić głową piłkę i ta przeleciała tuż nad poprzeczką. W 74. minucie Hiszpan skorzystał z podania Insigne i przepuszczenia piłki między nogami przez Milika, ale ostatecznie trafił w słupek.

Groźnie pod bramką Berishy robiło się głównie po akcjach Insigne. Kapitan regularnie przeprowadzał akcje lewym skrzydłem i obsługiwał partnerów precyzyjnymi podaniami. Ci niestety nie potrafili dograń wykorzystać, a najczęściej zbyt lekkie strzały oddawał Milik. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry raz jeszcze jedną z głównych ról odegrał polski napastnik. Po dalekim podaniu od Insigne stoczył bezpośredni pojedynek z bramkarzem przy linii bocznej pola karnego. Aż prosiło się, żeby błyskawicznie podać piłkę do stojącego przed bramką Fernando Llorente. Milik zwlekał z tym zagraniem, a potem podał zbyt mocno i ostatecznie znowu nie udało się zdobyć zwycięskiego gola.

Druga połowa to było typowe walenie przez Napoli głową w mur. Zawodnicy Leonardo Semplicego zaskakująco łatwo zamknęli dostęp do swojej bramki i byliśmy świadkami olbrzymiej niemocy w wykonaniu gości. Ich akcje były wolne i schematyczne. Jedynie Insigne potrafił zerwać się do szybszej akcji, ale w pojedynkę nie mógł tego meczu wygrać. Azzurri mocno zawiedli. Nie wykorzystali znakomitej okazji do odrobienia części strat w tabeli. Widocznie są po prostu za słabi, żeby toczyć równorzędną walkę z Juventusem i Interem. Po obejrzeniu dotychczasowych występów w obecnym sezonie coraz mocniej może nas uwierać myśl, że Napoli jest słabszą drużyną niż choćby dwa lata temu.



OCENY (skala 1-10)

Ospina (6) Znakomita interwencja po strzale Vicariego. W kilku sytuacjach zabrakło dobrej komunikacji z kolegami z obrony. Nie miał wiele pracy, a przy straconej bramce nie ponosi winy.

Di Lorenzo (5) Kolejny raz potencjał jednego z najlepszych w tym sezonie zawodników drużyny jest marnowany przez ustawianie go na lewej obronie. Można zrozumieć, że na tej stronie zrobiła się poważna wyrwa, którą trzeba łatać, ale ten sposób wydaje się coraz bardziej irracjonalny. Di Lorenzo na lewej stronie jest coraz mniej przydatny w ofensywie, a i w destrukcji przestał być niezawodny. Czy Ancelotti zakładał przed sezonem, że na lewej obronie wszystko będzie zależeć tylko od Mario Ruiego?

Luperto (6) Po jego zbyt słabym wybiciu piłki gospodarze zdobyli wyrównującego gola. W kilku innych sytuacjach też nie zachował zimnej krwi, choć nie popełniał rażących błędów.

Koulibaly (5) Słaby mecz Senegalczyka. Zanotował bardzo dużo niecelnych zagrań, nie był pewny w poczynaniach defensywnych. Wprawdzie to on przejmował większość piłek trafiających na połowę Napoli, ale wynikało to nie tyle z powstrzymywania rywali, co raczej przejmowania piłek bezpańskich.

Malcuit (5,5) To z jego strony gospodarze przeprowadzili kilka groźnych akcji, również tę zakończoną wyrównującym golem. W akcjach ofensywnych nie był wystarczająco efektywny. Zszedł z boiska ze łzami w oczach, wiele wskazuje na to, że doznał bolesnego urazu.

Allan (6) Najaktywniejszy spośród pomocników, najmocniej angażował się w odbieranie piłki, jak i w inicjowanie akcji ofensywnych.

Zieliński (5) Duży odsetek celnych podań wynikał głównie z jakości tych zagrań, które były przede wszystkim bezpieczne. Mało kreatywności, mało agresji.

Elmas (4) Grał przez 54 minuty i głównie chyba się gdzieś ukrywał. Niewidoczny w defensywie, niewidoczny z przodu.

Insigne (6,5) Najjaśniejszy punkt drużyny. Nie tylko chciało mu się grać, ale też robił to na wysokim poziomie. Zanotował dużo dobrych podań, których partnerzy nie potrafili wykorzystać. To paradoks, że kapitan odzyskuje formę wtedy, gdy reszta ekipy notuje regres.

Mertens (5) Tym razem zupełnie zawiódł. Kilka razy podłączył się do szybkich akcji, ale w grze pozycyjnej okazał się zupełnie nieprzydatny.

Milik (6) Strzelił bramkę i oczywiście to jest najważniejsze. Był aktywny, starał się, walczył. Oddał kilka strzałów, które jednak okazywały się zbyt lekkie. Zaskakująco asekuracyjnie zachował się w ostatnich sekundach meczu, gdy mógł lepiej podawać do Llorente.

Ruiz (5,5) Oddał dwa bardzo groźne strzały, ale ostatecznie nie został bohaterem drużyny. Nie znalazł sposobu na rozmontowanie defensywy SPAL, ale też zabierał się do tego za mało energicznie, a i jego podania stanowczo za rzadko docierały do adresatów.

Callejon (5) Wszedł w 70. minucie i zanotował jedno świetne podanie, po którym Insigne obsłużył Milika. Na prawym skrzydle nie stwarzał jednak wcale większego zagrożenia niż zastąpiony przez niego Malcuit.

Llorente (3) Miał ponad 20 minut, żeby pokazać, że znowu można na niego liczyć. Nie pokazał. Stwierdzenie, że dostaje mało dobrych podań, to zbyt marne wytłumaczenie dla napastnika, który miał ocalić drużynę. On po prostu wszedł na boisko i... zniknął.

Komentarzy: 2
Mako
Mako

Dobrze że w Lidze mistrzów nam idzie. W serie A trzeba utrzymać miejsce w pierwszej czwórce.i tak juventus jest nie do przeskoczenia na chwilę obecną

Lolo
Lolo

O mamusiu. Jakie szczęście, że nie mogłem tego oglądać :D