Sassuolo 1:2 Napoli. Odbicie od dna.

Podziel się tym artykułem

Ten mecz można było przegrać bardzo wysoko, bo w pierwszej połowie Napoli grało tragicznie. I oby te 45 minut były już dnem. Dnem, od którego udało się odbić po przerwie i wreszcie zdobyć trzy punkty.

Biorąc pod uwagę kolejne zwycięstwa odniesione w tej kolejce przez Juventus, Inter i ekipy z Rzymu, mogliśmy liczyć jedynie na to, że znaczna strata do czołówki nie powiększy się jeszcze bardziej. Ale nawet ten cel wydawał się trudny do osiągnięcia, bo wiele poprzednich występów nie mogło nastroić nas optymistycznie.

Początek meczu w Reggio Emilia potwierdził, że nasze obawy i wątpliwości są w pełni uzasadnione. Sassuolo grało tak, jakby stanęło naprzeciw przypadkowo dobranej amatorskiej drużyny. Rozgrywało piłkę w sposób swobodny, efektowny i prowadzący wprost pod bramkę rywali. Już w 2. minucie powinno być 1:0, ale po rzucie rożnym w wykonaniu Hameda Traore i przedłużeniu zagrania przez Manuela Locatellego piłkę wybił z linii bramkowej Mario Rui. Kilkadziesiąt sekund później bliski strzelenia gola był Alfred Duncan. Ghańczyk nie był przez nikogo niepokojony przed polem karnym i uderzył z 20 metrów, ale Alex Meret w dobrym stylu sparował piłkę za linię końcową.

Gospodarze nie zrażali się niepowodzeniami i trwała ich zdecydowana dominacja. Wprawdzie nie stwarzali wielu sytuacji, ale wszystko wskazywało na to, że zdobycie przez nich gola to jedynie kwestia czasu. W 11. minucie jeszcze się nie udało, ale duże wrażenie zrobił wspaniały drybling Traore, który przed polem karnym ograł pięciu rywali i podał do Jeremie Bogi. Na szczęście Rui zdołał zablokować Iworyjczyka.

Potem zdarzyła się rzecz zdumiewająca, bo w 19. minucie podopieczni Gennaro Gattuso zagrozili bramce Sassuolo. Tak, w tym meczu było to zdarzenie wprost szokujące! Po rzucie rożnym Konstantinos Manolas nie dał się powstrzymać Marlonowi i strzelił z siedmiu metrów głową. Piłka poleciała lekkim lobem i spadła na poprzeczkę. I choć Gianluca Pegolo kontrolował sytuację, to należy odnotować: Napoli zaatakowało. Inna sprawa, że na tym właściwie zakończyło swój "szturm", bo w pierwszej połowie stworzyło jakieś zamieszanie pod bramką rywala jeszcze tylko raz - w doliczonym czasie gry po rzucie wolnym Jose Callejona ponownie w polu karnym przeciwnika znalazł się Manolas. Tym razem jednak Grek pogubił się i sukcesem okazało się wywalczenie rzutu rożnego.

Tymczasem gospodarze nie próżnowali. Gola powinni zdobyć w 25. minucie, ale Traore i Francesco Caputo o centymetry minęli się z piłką po świetnym podaniu Giorgosa Kyriakopoulosa. Cztery minuty później już się udało: z lewej strony pola karnego Boga ograł trzech rywali, po chwili Locatelli przerzucił piłkę do Traore, a ten strzelił między nogami Mereta do siatki. Jedynym zaskoczeniem był fakt, że Sassuolo potrzebowało niemal pół godziny, żeby skarcić beznadziejnie grających rywali.

Kolejnym zaskoczeniem jest to, że zawodnicy Roberto De Zerbiego nie potrafili podwyższyć prowadzenia. Powinni to zrobić bez większego problemu, bo goście niespecjalnie im przeszkadzali. Ba, często chcieli im nawet pomóc. Jak choćby w 31. minucie, gdy Fabian Ruiz podał przed własnym polem karnym do Traore. Hiszpan po chwili zepsuł jednak prezent i naprawił własny błąd. Traore miał jeszcze szansę w 43. minucie, ale wtedy na wysokości zadania stanął Meret, który obronił strzał młodego napastnika z 10 metrów.

Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0. Nie doszło zatem do pogromu, żadna tragedia się nie wydarzyła. A jednak, choć trudno o takie osiągnięcie w przypadku drużyny w totalnym kryzysie, Napoli pokazało przez 45 minut, że potrafi grać jeszcze gorzej niż w poprzednich tygodniach. Gra Azzurrich w tym okresie to był prawdziwy pokaz żenady. To był prawdziwy upadek na dno.

Co ciekawe, w przerwie Gattuso postanowił zmienić jedynie Sebastiano Luperto. Oczywiście, nie mógł zmienić wszystkich swoich graczy (a były ku temu podstawy), ale zdjęcie z boiska akurat stopera było zaskakujące. Tym bardziej, że wprowadzenie Elseida Hysaja wymusiło przesunięcie Di Lorenzo na środek obrony. No i Albańczyk dość szybko pokazał, że nie zamierza grać lepiej od kolegów. W 48. minucie dał się ograć Bodze i mógł się tylko przyglądać, jak po chwili Iworyjczyk strzela w boczną siatkę.

A jednak potem coś drgnęło. Sygnał do ataku dał Lorenzo Insigne, który pobiegł sam w kierunku bramki rywali. Oddał niezbyt groźny strzał zza pola karnego, ale Pegolo popełnił zaskakujący błąd i ostatecznie wybił piłkę nogą znajdując się już w pozycji siedzącej. I choć kilka minut później Mert Muldur, po wkręceniu w ziemię Ruiego, minimalnie spudłował, to w dalszej fazie meczu Sassuolo coraz rzadziej potrafiło przedostać się pod bramkę Mereta. Inicjatywę niespodziewanie przejęli goście, którzy odzyskali wiarę we własne umiejętności.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wprawdzie sędzia nie odgwizdał karnego za faul na Hysaju, a bramkarz obronił dobry strzał Insigne z 20 metrów i uderzenie głową Arkadiusza Milika, ale w 57. minucie wreszcie mogli się cieszyć kibice gości. Piotr Zieliński spod linii bocznej podał przed pole karne, Milik przepuścił piłkę między nogami, a Allan ograł Federico Peluso i z 15 metrów uderzył w okienko bramki. Wreszcie remis. Zaskakujący, ale też dający nadzieję na coś więcej.

Nadzieja była tym bardziej uzasadniona, że Sassuolo zupełnie zgasło i zaczęło skupiać się na obronie wyniku. Do końca meczu nie potrafiło stworzyć już ani jednej groźnej sytuacji pod bramką Mereta! Za to Napoli atakowało coraz intensywniej. W 68. minucie Allan wbiegł z prawej strony w pole karne, ale jego strzał został zablokowany przez Pegolo. Siedem minut później Insigne sprytnie rozegrał rzut wolny z 25. metra. Kapitan drużyny przerzucił piłkę za plecy obrońców, a wbiegający w pole karne Callejon uderzył błyskawicznie z woleja, ale doświadczony goalkeeper znowu zdołał obronić. W 78. minucie już nie bramkarz, ale raczej jakiś cud uratował gospodarzy. Najpierw po dobrej akcji Hysaja, Driesa Mertensa i Zielińskiego Callejon huknął w poprzeczkę. Dobitkę Insigne niemal z linii bramkowej wybił Locatelli. Po chwili Callejon świetnie dośrodkował na 6. metr, ale nieatakowany przez rywali Mertens strzelił głową obok bramki. Dwie minuty później Belg ponownie strzelał, tym razem zza pola karnego. Pegolo podbił piłkę, ale ta odbiła się od głowy Callejona i wpadła do bramki. Analiza VAR wykazała jednak, że Hiszpan był na minimalnym spalonym i wynik nie uległ zmianie.

Przez kilka kolejnych minut gra nieco się uspokoiła. Napoli nadal przeważało. Już tylko goście walczyli w tym meczu o zwycięstwo, ale coraz trudniej było uwierzyć, że osiągną swój cel. Wprawdzie dobre podanie Eljifa Elmasa z trudem wybił sprzed bramki Peluso, a Mertens groźnie strzelał po szybkiej akcji Insigne, ale czas szybko upływał i zapowiadało się na kolejny remis. W końcu jednak gości spotkała nagroda za wytrwałość. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry Zieliński wreszcie oddał dobry strzał zza pola karnego (kiedy zdarzyło mu się to poprzednio?!). Wprawdzie Pegolo znowu obronił, ale Napoli miało jeszcze rzut rożny. Dośrodkował Insigne, podanie przedłużył głową Di Lorenzo, a gotowego do wpakowania piłki głową Elmasa uprzedził Pedro Obiang i strzelił gola samobójczego. Tak! Wreszcie! Zwycięstwo!

To był naprawdę zdumiewający mecz. Pierwsza połowa to w wykonaniu Napoli występ wręcz skandaliczny. Takiej bezsilności, nieporadności i beznadziei w wykonaniu naszych piłkarzy jeszcze chyba nie widzieliśmy, a przecież trzeba przyznać, że zawodnicy już nieraz nas srodze zawiedli i wystawili na ciężkie próby. Po przerwie dziwnie zachowali się gracze Sassuolo, którzy nie wykorzystali okazji do zdemolowania wyżej notowanego rywala i pozwolili mu na odrodzenie się. Dobrze, że gracze Gattuso skorzystali z tego gestu. Oby po świątecznej przerwie nie musieli jednak liczyć na miłe gesty przeciwników. Niech ostatni mecz 2019 roku będzie zapowiedzią kolejnej passy - tym razem zwycięskiej!

OCENY (skala 1-10)

Meret (5,5) Przy golu zdobytym przez Traore nie zachował się dobrze, puścił piłkę między nogami. W kilku innych sytuacjach spisał się jednak zgodnie z oczekiwaniami.

Di Lorenzo (5) Przed przerwą bezradny jak cała drużyna, choć nie popełniał rażących błędów. W drugiej połowie przesunięty na środek obrony, gdzie nie miał wiele pracy. Asystował przy zwycięskim golu.

Manolas (6) Obrona nie była w tym meczu pewna, ale Grek nie ponosił za to największej winy. Zanotował kilka niezłych interwencji. W pierwszej połowie trafił w poprzeczkę, potem jeszcze raz znalazł się w dobrej sytuacji w polu karnym rywali.

Luperto (4) Zaskakujące, że to właśnie on został zmieniony po pierwszej połowie. Nie grał pewnie, ale na tle kolegów nie wyróżnił się w negatywny sposób.

Rui (4) Kilka razy ograny jak dzieciak, ale były też sytuacje, gdy ratował drużynę przed stratą gola. W ofensywie jak zwykle przeplatał niezłe podania z zagraniami fatalnymi.

Allan (4) Pierwsza połowa w jego wykonaniu była tragiczna. To był prawdziwy pokaz nieudolności. Nie powinien wracać na boisko po przerwie. Ale na szczęście wrócił i zagrał już zupełnie inaczej. Strzelił wyrównującego gola, wreszcie zdarzało mu się odebrać jakąś piłkę i podać celnie do partnera.

Zieliński (4,5) W pierwszej połowie znowu zachowywał się jak śpiący królewicz, był jednym z głównych aktorów grających jakąś slapstickową komedię. Po przerwie pokazał się z zupełnie innej strony. Zanotował sporo dobrych podań otwierających drogę do bramki rywala, a nie do własnej. Oddał strzał, który zmusił do wysiłku bramkarza Sassuolo. Zanotował asystę, chociaż akurat podanie do Allana nie było jakimś majstersztykiem.

Ruiz (2) W odróżnieniu od kolegów z drużyny nie odbudował się po przerwie. W pierwszej połowie grał żenująco, a w drugiej beznadziejnie. Odkąd przestał obsługiwać partnerów precyzyjnymi podaniami coraz bardziej rażą i irytują jego słaba zwrotność, powolność i flegmatyczność.

Insigne (5,5) W pierwszej połowie irytował stosunkowo najmniej, bo... mało go było widać. Ale po przerwie był już bardzo widoczny, bo to właśnie on w dużym stopniu pociągnął drużynę do odrabiania strat. Tym razem nie grał egoistycznie, dostrzegał kolegów. Za drugą połowę należą mu się brawa.

Callejon (4,5) Strzał w poprzeczkę, kilka dobrych dośrodkowań, groźny strzał po rzucie wolnym w wykonaniu Insigne. To na plus. Ale w pierwszej połowie schowany za kolegami i po prostu bardzo słaby.

Milik (4,5) W pierwszej połowie miał przebłyski, które pozwalały pomyśleć, że przynajmniej na tle partnerów gra przyzwoicie. Ale kiedy dochodziło do konkretów, jak po podaniach od Ruiego i Ruiza, nie zdziałał zbyt wiele. Dobrze zachował się w 57. minucie, gdy przepuścił piłkę do Allana, dzięki czemu padł wyrównujący gol.

Hysaj (5) Gattuso uznał, że po fatalnej pierwszej połowie to właśnie Albańczyka brakuje na boisku. Ten na początku nie odpłacał się za zaskakujące zaufanie, ale z czasem grał coraz lepiej. Może miał szczęście, że nie musiał wysilać się w obronie, ale trzeba przyznać, że wolny czas i swobodę wykorzystał kilka razy angażując się w akcje ofensywne.

Elmas (5) Zmienił Ruiza i już po chwili dostał żółtą kartkę za rozpaczliwy faul na Bodze, który znikał mu z oczu niczym pendolino. Potem Macedończyk gdzieś się schował, ale na szczęście odnalazł się w końcówce meczu. Najważniejsze, że naciskał na Obianga, dzięki czemu Gwinejczyk wbił samobója.

Mertens (5) Grał tylko przez kwadrans, ale i tak powinien strzelić co najmniej dwa gole. Zawiódł zwłaszcza w sytuacji, gdy strzelał głową z 7 metrów. Ale na pewno był aktywny, męczył obrońców rywali. No i nie brał udziału w tragifarsie z pierwszej połowy.

Komentarzy: 2
Mako
Mako

Nareszcie zwycięstwo po dramatycznym meczu. Uff...

Lolo
Lolo

Napoli wygrało mecz! Powtarzam! Napoli wygrało mecz! TO NIE SĄ ĆWICZENIA!