Lazio 1:0 Napoli. Konsekwentnie beznadziejni.

Podziel się tym artykułem

Lazio było faworytem tego meczu, ale wcale nie musiało go wygrać. Właściwie w sobotę powinien paść wynik remisowy. Nie podobało się to jednak Davidowi Ospinie, który na koniec oddał pełną pulę gospodarzom.

Po kolejnych dziewięciu zwycięstwach w Serie A Lazio jawiło się jako niezwykle mocna ekipa, która może zmieść gości z murawy. Zwycięstwo zawodników Simone Inzaghiego z pewnością nikogo by nie zdziwiło. Napoli nie jechało jednak jak na ścięcie, kibice spod Wezuwiusza jak zwykle wierzyli w cud.

Pierwsza połowa nie potwierdzała wyższości Lazio. Gra była wyrównana, przy czym nie świadczyło to dobrze o żadnej z drużyn. Po prostu obie zaprezentowały się równie mizernie. Wyglądało na to, że obaj trenerzy kazali odpuścić tę odsłonę i poważną walkę odłożyć na drugą połowę. Dość powiedzieć, że na pierwsze ciekawe strzały trzeba było czekać niemal pół godziny. W 28. minucie z rzutu wolnego wykonywanego spod linii bocznej Lorenzo Insigne uderzył pięknie w kierunku dalszego okienka bramki, ale Thomas Strakosha zdołał przerzucić piłkę nad poprzeczką. Pięć minut później groźnie zaatakował Allan. Brazylijczyk ruszył spod linii środkowej, przedarł się przez kilku rywali i oddał strzał z 18 metrów, ale piłka przeleciała nieznacznie nad bramką.

Lazio przez kilkadziesiąt minut szukało jednego magicznego zagrania, które otworzyłoby drogę do bramki. A że szukało mało intensywnie, to niemal do końca tej połowy nie stworzyło choćby jednej groźnej sytuacji. Gospodarze ruszyli jednak w ostatnich minutach. W 42. minucie Ciro Immobile biegł z piłką wzdłuż linii pola karnego i podał do Sergeja Milinkovica-Savica, a ten uderzył mocno z 20 metrów. Ospina zdołał obronić. Minutę później, po lobie w wykonaniu Serba, Kolumbijczyka wsparł Giovanni Di Lorenzo, który wybił piłkę głową sprzed linii bramkowej. Potem Luis Alberto strzelał mocno z narożnika pola karnego, ale Ospina był na swoim miejscu. Wreszcie w doliczonym czasie gry Mario Rui w ostatniej chwili zablokował przed bramką Milinkovica-Savica.

Druga połowa zaczęła się zgoła odmiennie. Od początku Lazio cofnęło się pod własną bramkę i pozwoliło gościom na spokojne rozgrywanie piłki. Długie akcje nie przynosiły jednak żadnych konkretów, bo najczęściej przy piłce byli Di Lorenzo, Konstantinos Manolas i zagrywający niemal wyłącznie do tyłu Fabian Ruiz. Dopiero w 68. minucie zrobiło się goręcej. Piotr Zieliński dobrze wymienił podania z Insigne i sprytnie uderzył z 15 metrów. Wyciągnięty Strakosha nie sięgnął piłki, ale ta ostatecznie trafiła tylko w słupek. Osiem minut później albański goalkeeper nie czekał na łut szczęścia, tylko po prostu obronił uderzenie Insigne, który wcześniej w świetnym stylu przedarł się w pole karne.

Wydawało się, że jeśli ktoś zdoła przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, będzie to raczej Napoli. Ale Lazio po raz kolejny pokazało, że końcowe minuty to jego prawdziwa specjalność. Aby to pokazać, wystarczyło skorzystać z jakiegoś błędu gości. Ten został popełniony przez Ospinę. I był to błąd wręcz popisowy. Bramkarz bezmyślnie wdał się w drybling z Immobile, superstrzelec Albicelestich przejął piłkę i uderzeniem z ostrego kąta skierował ją do siatki. Sytuację próbował jeszcze ratować Di Lorenzo, ale zdołał jedynie dobić piłkę.

Napoli starało się jeszcze odzyskać jeden punkt. Wobec braku wsparcia kolegów w czasie kontry Arkadiusz Milik strzelał mocno z 25 metrów. Potem, po strąceniu piłki przez Milinkovica-Savica, Insigne uderzył błyskawicznie sprzed linii pola karnego. W obu sytuacjach świetnie zachował się Strakosha, który nie poszedł w ślady kolegi z drugiej strony boiska i postanowił nie rozdawać prezentów. Na koniec jeszcze Fernando Llorente strzelając głową z pięciu metrów trafił piłką w twarz Senada Lulica i słabo sędziujący Daniele Orsato mógł zakończyć mecz.

To był kolejny mecz, który pogrąża Napoli. Drużyna znowu zagrała z godną podziwu konsekwencją - bez werwy, w ospałym, momentami wręcz żenującym tempie. Liczne podania wędrowały głównie między cofniętymi pomocnikami i środkowymi obrońcami, właściwie nikt nie miał pomysłu na rozbicie defensywy Lazio. Nie miał tego pomysłu także Gennaro Gattuso. Trener najwyraźniej byłby usatysfakcjonowany remisem, skoro wszystkie zmiany w składzie przeprowadził dopiero w samej końcówce, już po stracie gola. Naprawdę trudno być optymistą w kontekście dalszej części sezonu, bo brakuje jakichkolwiek sygnałów, że sytuacja może się zmienić na korzyść.

Pozostaje czekać, aż ktoś wreszcie mocniej tupnie nogą i wyciągnie realne konsekwencje wobec graczy prezentujących tak niski poziom. Czy będzie to Gattuso? Coraz mocniej w to wątpię.

OCENY (skala 1-10)

Ospina (4) Obronił kilka niezłych strzałów rywali, ale zachowanie z 82. minuty przekreśla jakiekolwiek pozytywne dokonania w tym meczu.

Rui (6) Oczywiście chaotyczny, oczywiście nieprecyzyjny przy podaniach. Ale ambitny, biegający spod jednej bramki pod drugą, jako jeden z niewielu Azzurrich przynajmniej się spocił. Złapał żółtą kartkę, która eliminuje go z kolejnego meczu.

Di Lorenzo (5) Marnuje czas i potencjał na środku obrony. Wydaje się, że przy bramce zdobytej przez Immobile mógł wybić piłkę zmierzającą do siatki, choć nie było to proste (dla mnie).

Manolas (5) Zajęty głównie wyprowadzaniem piłki z własnej połowy i wymianami podań z Ruizem. W obronie nie miał wiele pracy, ale kilka razy dał się zwieść Immobile i Caicedo.

Hysaj (6) Najwięcej odbiorów piłki, dużo ambitnej walki w defensywie, kilka niezłych wyjść do przodu. Biorąc pod uwagę, że nie oczekujemy od niego cudów, zagrał naprawdę solidnie.

Allan (4) Tym razem trochę częściej i skuteczniej przeszkadzał rywalom w środku boiska. Przeprowadził też świetną indywidualną akcję w 33. minucie. Ale ciągle za mało aktywny w ofensywie, nie zaliczył żadnego podania otwierającego kolegom drogę do bramki.

Ruiz (2) Jak mantrę można powtarzać zarzuty pod jego adresem. Znowu zagrał wolno, flegmatycznie, niedokładnie, piłkę kierował niemal wyłącznie do tyłu. Przede wszystkim jednak brakowało mu choćby odrobiny inwencji, pomysłu na rozegranie akcji. Przebiegł w tym meczu ponad 13 kilometrów, ale zachodzi poważne podejrzenie, że po prostu nauczył się biegać śpiąc. Szkoda, że Gattuso nie pozwolił mu spać na ławce.

Zieliński (5) W pierwszej połowie niemal zupełnie niewidoczny. Po przerwie było już lepiej, ale i tak wyróżniał się raczej pojedynczymi zagraniami (świetny strzał w słupek) niż uporczywym ciągnięciem drużyny do przodu.

Callejon (2) W odróżnieniu od Ruiza spał stojąc. Trudno powiedzieć, czym właściwie zajmował się na boisku, bo na pewno nie przeprowadzaniem akcji ofensywnych.

Insigne (4) Oddał pierwszy celny strzał tego meczu groźnie uderzając z rzutu wolnego. W drugiej połowie też dwukrotnie zmusił Strakoshę do sporego wysiłku. Ale samo prowadzenie gry w jego wykonaniu jak zwykle irytowało. Za mało ciągu do przodu, zbyt wolne tempo, za dużo niedokładności.

Milik (3) Nie był rozpieszczany przez kolegów, bardzo rzadko dostawał od nich podania. Ale czy to wystarczający powód, żeby po prostu zniknąć gdzieś wśród obrońców rywala? Milik rzadko cofał się po piłkę, nie włączał się w rozegranie akcji, a kiedy już docierała do niego piłka - tracił ją. Przy braku wsparcia kolegów podczas wyprowadzania kontry groźnie strzelił z dystansu, ale to wszystko, za co można go wyróżnić.

Rezerwowi zostali wprowadzeni chyba tylko po to, żeby pokazać, że w Napoli wszysycy są równie słabi.

Brak komentarzy. Twój może być pierwszy!