Barcelona 3:1 Napoli. Od dramatu do zwykłej porażki.

Podziel się tym artykułem

Napoli zasłużenie odpadło w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Na Camp Nou Azzurri zagrali tak, jak w całym sezonie: trochę powalczyli, pokazali kilka ciekawych akcji, ale tak naprawdę po prostu zawiedli.

Przed tym pojedynkiem można było mieć nadzieję na sukces. Wszak Barca jest ostatnio w dołku: przegrała wszystko na krajowym podwórku, ma problemy na boisku i w szatni, trener nie wie, czy doczeka na swoim stanowisku kolejnego dnia. A w rewanżowym pojedynku musiała sobie radzić bez kilku podstawowych graczy i posadzić na ławce rezerwowych głównie młodych, niedoświadczonych zawodników.

Początek dodatkowo podsycił te nadzieje. Już w 2. minucie Lorenzo Insigne podał z lewej strony, a piłka odbiła się od Nelsona Semedo i Gerarda Pique, co trochę zmyliło Driesa Mertensa, który z ostrego kąta uderzył niezbyt czysto i trafił w słupek. W kolejnych minutach goście szukali kolejnych szans, prowadzili grę. Okazji nie wykorzystał m.in. Piotr Zieliński, który najpierw źle przyjął piłkę po prostopadłym zagraniu Giovanniego Di Lorenzo, a potem, po podaniu Mertensa, strzelił z 16 metrów bardzo wysoko nad bramką. Po tej drugiej pomyłce ruszyła szybka akcja Barcelony. Jordi Alba zagrał do Lionela Messiego, ale Kalidou Koulibaly zablokował uderzenie i wybił piłkę za linię końcową. Po rzucie rożnym padł gol. Strzelił go głową Clement Lenglet, ale trudno powiedzieć, dlaczego tureccy sędziowie nie podyktowali rzutu wolnego za odepchnięcie przez Francuza Diego Demme, który z kolei przewrócił Koulibaly\'ego.

Stracona bramka podcięła skrzydła gościom. Stopniowo oddawali inicjatywę, ich ataki były coraz mniej przekonujące. A Barca potrafiła strzelić gola niemal z niczego. Tak stało się w 23. minucie, gdy Messi przebił się samotnie przez całą grupę zawodników Napoli i strzelił gola na 2:0. Siedem minut później Argentyńczyk wykorzystał złą interwencję Mario Ruiego i zdobył następną bramkę, ale sędzia Cakir uznał, że tym razem pomógł sobie ręką. Jeśli kibice Azzurri ucieszyli się z anulowania gola, to ich radość nie trwała długo. W 40. minucie Messi wykorzystał gapiostwo Koulibaly\'ego i wywalczył rzut karny, który został wykorzystany przez Luisa Suareza.

Sytuacja wyglądała dramatycznie. Wydawało się, że trzeba myśleć nie tyle o awansie, co o ratowaniu twarzy i uniknięciu totalnej kompromitacji. Na szczęście Napoli znalazło siły i chęci, by ruszyć z atakiem jeszcze w końcówce pierwszej połowy. W doliczonym czasie gry Fabian Ruiz zagrał do Mertensa, a ten został sfaulowany przez Ivana Rakitica. Insigne spokojnie wykorzystał "jedenastkę" i nadzieje jakby odżyły. Kilka minut później mogło być jeszcze radośniej, bo po podaniu Mertensa tylko ofiarna interwencja Pique odebrała Jose Callejonowi szansę na oddanie strzału z najbliższej odległości.

Po przerwie Barcelona wyraźnie oddała pole i skupiła się na cierpliwym zabezpieczaniu tyłów. Napoli zdecydowanie częściej posiadało piłkę i próbowało przebić się przez zasieki gospodarzy, ale nie przynosiło to znaczących efektów. Lekkie strzały głową w wykonaniu Insigne i Hirvinga Lozano nie mogły przynieść gola, chociaż, paradoksalnie, po uderzeniu Meksykanina i niepewnej interwencji Marka-Andre ter Stegena piłka uderzyła w słupek.

Więcej zaczęło się dziać po przeprowadzeniu przez Gennaro Gattuso kilku zmian. Ożywienie wniósł przede wszystkim Arkadiusz Milik. Już chwilę po wejściu na boisko napastnik wykorzystał precyzyjne podanie Ruiego i strzałem głową umieścił piłkę w bramce. Niestety, okazało się, że Polak był na minimalnym spalonym. Kilka minut później, po kolejnym zagraniu Ruiego, Milik zrobił dobry zwód w polu karnym, ale jego strzał został świetnie zablokowany przez Lengleta. W doliczonym czasie gry najaktywniejszy w ofensywie był z kolei Di Lorenzo, ale jego dwa strzały zostały zablokowane przez obrońców Barcelony.

Ostatecznie Napoli przegrało mecz w sposób, który nie przynosi ujmy. Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że rywale po osiągnięciu przewagi oddali inicjatywę, a i w tej sytuacji zawodnicy Gattuso byli dalecy od odrobienia strat. I nawet jeśli można mieć poważne zastrzeżenia do uznania przez sędziego bramki Lengleta, to przecież w 10. minucie mecz się nie skończył. Cały ciąg późniejszych wydarzeń pokazał, że Azzurri byli po prostu słabsi od Barcy.

Na tym kończy się dla Napoli sezon 2019/20. Sezon pod wieloma względami fatalny. Mamy prawo czuć się mocno rozczarowani, bo jako wicemistrzowie Włoch przystępowaliśmy do niego z dużymi nadziejami na sukcesy. I choć wreszcie zdobyliśmy ważne trofeum, to powinniśmy dziś czekać przede wszystkim na wyciągnięcie wniosków z niepowodzeń. Teraz właśnie na to przyszedł czas.



OCENY (skala 1-10)

Ospina (5) Obronił mocny strzał Suareza, a poza tym puścił wszystko. Niby trudno mieć do niego pretensje, ale też cudu tym razem nie dokonał.

Di Lorenzo (5,5) Miał problemy z blokowaniem akcji, ale to nie z jego winy padły gole dla rywali. W ofensywie dość aktywny, zwłaszcza w końcówce. Ciekawe, że przez znaczną część meczu znajdował się raczej w centralnej części boiska niż na skrzydle.

Koulibaly (4) Miał kilka dobrych interwencji, ale zapamiętamy przede wszystkim jego błędy. Zachowanie w 40. minucie, gdy "zapomniał" o Messim, to tylko wierzchołek góry lodowej. Naprawdę smutne jest oglądanie takiej bezradności zawodnika, który przez wiele lat był opoką klubowej defensywy. A że mecze o stawkę najmocniej wpływają na ocenę gracza, można założyć, że w sobotę wartość Senegalczyka spadła o dobrych kilkanaście milionów euro.

Manolas (5,5) Jak zwykle sporo objawów paniki i wynikające z tego błędy. Ale też sporo dobrych odbiorów piłki.

Rui (5) Patrząc na jego poczynania w defensywie można chyba podać w wątpliwość fakt, że to jest obrońca. Cóż, Messiemu nie takie tuzy dają się mijać, ale tym razem z Portugalczyka robił wiatrak również jego rodak Semedo. Ocenę ratują poczynania w ataku, m.in. świetne dośrodkowania do Milika. No i waleczność, jak zwykle.

Demme (5) Nie imponował swoją postawą, ale w pierwszej połowie i tak był najjaśniejszą postacią środkowej linii. O dziwo to właśnie on został zmieniony w przerwie.

Zieliński (4) W pierwszej połowie beznadziejny. Przy stanie 0:0 najpierw źle przyjął piłkę po dobrym podaniu od Di Lorenzo, a potem fatalnie spudłował po zagraniu Mertensa. Potem gdzieś zniknął. Po przerwie nieco aktywniejszy, ale nie dawał szansy na odmianę obrazu meczu i słusznie został zmieniony w 70. minucie.

Ruiz (5) Przez długi czas irytował swoją grą. Opóźniał akcje ofensywne, popełniał błędy przy wyprowadzaniu piłki. W drugiej połowie ciężko pracował na poprawę swojego wizerunku. Nie zdążył nikogo olśnić, ale warto docenić tę pracę.

Callejon (5) Szkoda, że akurat takim meczem kończy swoją wspaniałą przygodę w naszym klubie. Zagrał mniej więcej tak, jak przez większość sezonu, czyli raczej nijak. Miał jeszcze więcej niż zwykle obowiązków w defensywie, ale zarówno z tyłu, jak i w ataku nie był wiodącą postacią.

Insigne (6) To nie był dobry występ Lorenzo. Podobnie jak koledzy wydawał się bezradny i bezbronny. A jednak to właśnie on dawał nadzieję na jakąś odmianę losu. Wciąż gotowy do wzięcia na swoje barki odpowiedzialności za grę drużyny, szukał jakiejś odmiany nawet na drugim skrzydle.

Mertens (6) Można o nim napisać to samo, co o Insigne. Nic dziwnego, że, nawet wprowadzając kolejnych ofensywnych graczy, Gattuso postanowił trzymać Belga do końca. Swoją walecznością dawał po prostu jakąś szansę.

Lobotka (6) Wszedł za Demme i wziął udział w lepszej dla drużyny połowie meczu. Jak duża była w tym zasługa Słowaka? Może nie nazbyt znacząca, ale jednak pomocnik spisał się nieźle.

Politano (6) Dobra zmiana. Wniósł ożywienie na prawej stronie, dobrze podawał do Lozano i Di Lorenzo. Chaos, wiadomo, ale też sporo energii i parcia do przodu.

Lozano (5) Jego wejście za Zielińskiego to chyba objaw desperacji Gattuso. A że nerwowe ruchy rzadko przynoszą sukces, Meksykanin nie odmienił znacząco sytuacji na boisku. Dwa razy uderzył głową, raz nawet (nieco przypadkowo) trafił w słupek, ale to był kolejny występ, który każe wątpić, czy Lozano jest przyszłością drużyny spod Wezuwiusza.

Elmas (6) Miał mało czasu na pokazanie swoich umiejętności, ale wykorzystał je całkiem nieźle. Nie przechylił szali dwumeczu na korzyść swojej drużyny, ale był silnie zmotywowany i walczył do samego końca.

Milik (6,5) Jeśli to był jego ostatni mecz w Napoli, to pożegnał się z klubem w dobrym stylu. Wszedł w końcówce i zdążył wprowadzić poważne zagrożenie pod bramką ter Stegena. Najpierw trafił do siatki ze spalonego, potem zachował się dobrze wypracowując sobie strzał z kilkunastu metrów. Pokazał, że tym razem mu się chce. Szkoda, że nie zawsze mu się chciało.

Komentarzy: 1
Mako
Mako

Messi pozamiatał