Napoli 4:1 Atalanta. No i kto tak pięknie gra?!

Podziel się tym artykułem

Pierwszą połowę tego meczu zapamiętamy na długo. Azzurri zagrali po prostu koncertowo i sprowadzili na ziemię świetnego rywala. To było najlepsze Napoli od lat!

Obecnie nawet najmocniejsze europejskie drużyny muszą mieć spore obawy przed meczem z Atalantą. Wszak ćwierćfinalista Ligi Mistrzów gra nie tylko skutecznie i widowiskowo, ale też rzadko miewa litość dla swoich przeciwników i potrafi odprawić ich z potężnym bagażem goli. Po przerwie reprezentacyjnej La Dea szukała kolejnego skalpu pod Wezuwiuszem.

Gra od początku była bardzo emocjonująca. Wprawdzie pierwsze strzały w wykonaniu Alejandro Gomeza i Hirvinga Lozano nie trafiły do siatki i dość długo musieliśmy czekać na ciekawe sytuacje podbramkowe, ale tempo akcji było imponujące. Obie drużyny toczyły intensywną walkę o każdą piłkę i wydawało się oczywiste, że prędzej czy później przynajmniej jeden z bramkarzy zostanie poddany ciężkiemu egzaminowi. A że od pierwszych sekund lepsze wrażenie robili gospodarze, to właśnie oni zasłużyli na objęcie prowadzenia. Stało się to w 23. minucie, gdy Victor Osimhen wywalczył piłkę na środku boiska. Po chwili Matteo Politano podał do Giovanniego Di Lorenzo, który zagrał przed bramkę. Marco Sportiello zdołał trącić piłkę i uniemożliwić strzelenie gola Osimhenowi, ale stojący obok Lozano nie miał problemu z trafieniem do siatki. 1:0!

Wydawało się oczywiste, że teraz Napoli nieco odpuści, a goście ruszą w poszukiwaniu odwetu. Tymczasem już po chwili Lozano próbował podwyższyć wynik uderzając głową po podaniu Politano. Wtedy się nie udało, ale już w 27. minucie było 2:0. Dries Mertens podał na prawo do Meksykanina, ten zszedł do środka, zwiódł Rafaela Toloia i precyzyjnym strzałem z 16 metrów skierował piłkę tuż przy słupku do siatki.

Teraz już nadszedł czas Atalanty? Nie! W 30. minucie świetnie spisujący się w tym meczu Politano niemal skopiował zagranie Lozano sprzed kilku minut i po strzale z 20 metrów mógł świętować zdobycie gola.

To może od tego momentu zaczęła się pogoń gości? Nie, znowu nie. Wprawdzie Papu Gomez wrzucił raz piłkę w pole karne, a potem Toloi oddał celny strzał z linii pola karnego, ale nadal groźniejsze akcje przeprowadzali zawodnicy Gennaro Gattuso. Swojego pierwszego gola szukał Osimhen, ale przez długi czas nie mógł dojść do czystej pozycji. Ale w końcu mu się udało. W 43. minucie Nigeryjczyk przejął piłkę po dalekim wybiciu Davida Ospiny i strzelił znakomicie zza pola karnego. 4:0!

Po tak fantastycznej grze w pierwszej połowie było oczywiste, że Napoli nie da rady podtrzymać szalonego tempa do ostatniego gwizdka. Zresztą nie było takiej potrzeby, bo przecież losy meczu były już właściwie rozstrzygnięte. Nic zatem dziwnego, że po przerwie mecz miał już zupełnie inne oblicze. Tym razem to goście częściej dochodzili do sytuacji strzeleckich, choć nadal nie zdarzało im się to nazbyt często. W końcu jednak zdołali nieco złagodzić swój bolesny upadek i strzelili gola. W 69. minucie kilku zawodników Napoli nieznacznie minęło się z piłką prowadzoną przez Cristiana Romero. Argentyńczyk podał do wychodzącego na czystą pozycję Sama Lammersa, a Holender wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem.

Potem Atalanta szukała kolejnych goli, a ustawieni coraz bardziej defensywnie gospodarze spokojnie czekali na koniec meczu. Wprawdzie z obu stron mogły jeszcze paść bramki, jak choćby po mocnym strzale Rusłana Malinowskiego w 70. minucie, czy pięknej zespołowej akcji i uderzeniu Lozano w samej końcówce, ale wynik nie uległ już zmianie. A więc 4:1!

To był naprawdę zaskakujący mecz. Oczywiście można było spodziewać się sporych emocji i wielu goli, ale chyba nikt nie przewidział, że jedna z drużyn osiągnie tak znaczącą przewagę. Napoli w pierwszej połowie grało niemal perfekcyjnie. Znakomicie ustawieni przez Gattuso Azzurri stosowali pressing na całym boisku, przeprowadzali błyskawiczne akcje, oddawali mnóstwo groźnych strzałów, a w defensywie spokojnie rozbijali niemrawe próby wspaniałego trio Gomez-Ilicić-Zapata. To był naprawdę piękny futbol. I choć z pewnością nadal będzie można zachwycać się grą ekipy z Bergamo, to jeśli dziś zadamy pytanie: "Lustereczko, powiedz przecie, kto najpiękniej gra na świecie", uzyskamy odpowiedź: "Jak to kto? Napoli!"



OCENY (skala 1-10)

Ospina (7) Z pewnością mógł spodziewać się większych problemów. Kilka razy musiał jednak zachować czujność i obronić groźne strzały. Nie udało mu się zatrzymać piłki po strzale Lammersa, ale trudno mieć o to pretensje. Często miał sporo pracy przy wyprowadzaniu piłki spod własnej bramki. Robił to dobrze, a nawet świetnie, skoro wybijając piłkę w kierunku Osimhena zapracował na asystę przy golu na 4:0.

Hysaj (8) Miał o tyle ułatwione zadanie, że wracający po długiej przerwie Ilicić nie stanowił wielkiego zagrożenia. Ale trzeba jednocześnie stwierdzić, że Albańczyk był tym razem po prostu znakomity. Zwłaszcza w pierwszej połowie świetnie zatrzymywał akcje rywali, a potem brał udział w stwarzaniu zagrożenia pod przeciwną bramką. Niezwykle aktywny, kreatywny, nie unikał gry. Wydaje się, że od kilku lat nie zdarzyło mu się grać z taką swobodą i odwagą.

Koulibaly (7) Spokojny i niezwyciężony. No, może poza sytuacją, gdy dał się ograć w polu karnym Ilicićowi.

Manolas (6) Solidny występ. Dobry w defensywie, znacznie mniej aktywny w wyprowadzaniu piłki.

Di Lorenzo (8) Zanotował najwięcej odbiorów piłki. Właściwie zupełnie nie dał pograć Duvanowi Zapacie. W ofensywie też bardzo dobry. Zanotował asystę przy pierwszym golu.

Ruiz (8) Wreszcie mu się chciało! Zagrał na miarę potencjału, który zwykle stara się ukryć. Nigdy nie odpuszczał, nie odstawiał nogi, dręczył rywali w środku pola. Zachowywał przy tym spokój i dawał kolegom pewność, że mogą na niego liczyć.

Bakayoko (6,5) Udany debiut w nowej drużynie. W początkowej fazie nieco chaotyczny, odstawał poziomem od będących wtedy w gazie kolegów. Ale potem był coraz pewniejszy i coraz spokojniejszy. Zaimponował kilkoma zagraniami, które nie były efekciarskie, ale bardzo skuteczne.

Politano (9) Od samego początku wyróżniająca się postać. Niebywale ambitny, nieustannie parł do przodu, świetnie podawał, a w końcu też sam strzelił gola. W dodatku nie zaniedbał obowiązków defensywnych, był po prostu wszędzie.

Lozano (9) Właściwie można o nim napisać dokładnie to samo, co o Politano. Mógł ustrzelić hattrick, ale dwa gole to też całkiem przyzwoity dorobek.

Mertens (7) To na pewno zaskakujące, że w meczu zakończonym tak efektownym wynikiem Belg był najsłabszym zawodnikiem ofensywnym Napoli. Oby jednak zawsze najsłabszy grał tak dobrze. Mertens, poturbowany na samym początku przez Romero, grał w swoim stylu: biegał, szarpał, strzelał. Ostatecznie zaliczył "tylko" asystę, ale oczywiście miał swój znaczący udział w sukcesie drużyny.

Osimhen (9) Wreszcie doczekał się pierwszego gola w oficjalnym meczu Napoli. Ale nawet gdyby to się nie udało, zasłużyłby na znakomitą ocenę. To, co robi na boisku, jest dla rywali po prostu porażające. Powstrzymanie go jest na tyle trudne, że przeciwnicy po prostu rozsypują się gdzieś po drodze. Niezwykle szybki, zwinny i silny, prawdziwy postrach każdej obrony.

Ghoulam (6) Zmienił Politano i znowu wystąpił w pomocy. Nie dokonał tam cudów, ale zagrał solidnie, nie popełniał błędów.

Malcuit (6) Po wielu miesiącach bezrobocia znalazł się niespodziewanie na boisku. A jeszcze bardziej zaskakujące, że odegrał rolę skrzydłowego. Spisał się jednak dobrze. Kilka razy powstrzymał akcje przeciwników.

Lobotka (6) Zmienił Bakayoko i pomógł kolegom utrzymać korzystny wynik.



Brak komentarzy. Twój może być pierwszy!