To miał być hitowy pojedynek czołowych drużyn. Ale trudno zachwycać się meczem, na który jedna z ekip wyszła z takim nastawieniem, jakby to był zwykły sparing.
Milan znakomicie rozpoczął bieżący sezon. Jednak w ostatnich latach Rossoneri, niezależnie od swojej dyspozycji, nie radzą sobie zbyt dobrze w rywalizacji z Napoli. Zapowiadał się zatem kolejny ciężki bój, tym bardziej, że Stefano Pioli nie mógł zasiąść na ławce rezerwowych.
Wbrew oczekiwaniom to goście od początku przejawiali więcej ochoty do atakowania. Wprawdzie dobre wrażenie starali się robić Hirving Lozano i Matteo Politano, ale ich aktywność na zatłoczonym prawym skrzydle przejawiała się przede wszystkim robieniem wiatru. Milan w swych poczynaniach był znacznie bardziej konkretny. Już w 8. minucie Zlatan Ibrahimovic wykorzystał błąd Fabiana Ruiza i sprytnie wrzucił piłkę do Ante Rebica, ale ten nie zdołał dobrze uderzyć z woleja. Dwie minuty później Hakan Calhanoglu strzelił groźnie z 25 metrów i Alex Meret z trudem wybił piłkę za linię końcową. Po rzucie rożnym piłka minęła kolejnych graczy i ostatecznie trafiła do Simona Kjaera, ale stojący na piątym metrze Duńczyk skiksował i uderzył wysoko nad poprzeczką. W końcu jednak goście odebrali nagrodę za swoją postawę. W 20. minucie Theo Hernandez precyzyjnie podał w pole karne, a Ibrahimovic bez problemu uderzył głową z kilkunastu metrów i było 0:1.
Kilka minut po stracie gola Azzurri mieli okres dobrej gry. Był to okres krótki i, jak się później okazało, ostatni taki w niedzielnym meczu. W ciągu kilkudziesięciu sekund można było strzelić ze cztery gole. Po podaniu od Kalidou Koulibaly'ego dobrze strzelał Dries Mertens, ale Giovanni Donnarumma czubkami palców wybił piłkę na róg. Tiemue Bakayoko uderzał z 8 metrów i reprezentacyjny goalkeeper znowu stanął na wysokości zadania. Giovanni Di Lorenzo z pięciu metrów huknął w poprzeczkę. Dobitkę w wykonaniu Lozano Donnarumma przerzucił nad poprzeczkę. Potem jeszcze Di Lorenzo strzelał z ostrego kąta, a Politano i Lozano zza pola karnego, ale to już nie były groźne sytuacje. Z kolei Mertens nieco się pogubił po sprytnej wrzutce Lorenzo Insigne i ostatecznie nie mógł pokonać bramkarza strzałem z linii końcowej.
Mieliśmy prawo oczekiwać szturmu gospodarzy po przerwie. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. Napoli grało monotonnie i bez przekonania, a przy tym popełniało mnóstwo indywidualnych błędów. Po jednym z nich (strata Di Lorenzo) ruszyła szybka akcja Milanu. Na lewym skrzydle Rebic ograł Kostasa Manolasa i podał na dalszy słupek, gdzie znowu bez problemu wykazał się Ibrahimovic. Było już 0:2.
Dziewięć minut później pojawiła się nadzieja na odmienienie obrazu gry. Bakayoko wyłuskał piłkę Frankowi Kessiemu, Piotr Zieliński wypuścił Mario Ruiego, a po podaniu Portugalczyka Mertens ograł Alessio Romagnolego i strzelił gola na 1:2. A więc teraz pogoń za wyrównującym golem? Nie, bo dwie minuty później, po kolejnej stracie Di Lorenzo, bezmyślnie zachował się Bakayoko, który sfaulował w środku pola Hernandeza i z drugą żółtą kartką wyleciał z boiska.
Potem trwało już typowe walenie głową w mur, przy czym nie tyle mur był twardy i szczelny, co walenie słabe i bezmyślne. Trudno było mieć nadzieję na pozytywny wynik, bo Napoli nie miało żadnego pomysłu na przebrnięcie przez defensywę Rossonerich. A poza tym wciąż trwał prawdziwy festiwal indywidualnych błędów, który mógł doprowadzić kibiców Napoli do szału. Wprawdzie w doliczonym czasie gry Andrea Petagna miał jeszcze szansę na wyrównanie, ale Donnarumma nie dał się zaskoczyć uderzeniem z 14 metrów. Za to Milan jeszcze raz popisał się skuteczną akcją. Po kolejnym błędzie Di Lorenzo Jens Hauge ograł Manolasa i z ostrego kąta strzelił na 3:1.
Wydawało się, że dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach pozwoli na złapanie oddechu drużynie, która okazywała już oznaki zmęczenia. Tymczasem Napoli zagrało naprawdę fatalny mecz. To był popis bezradności. Oglądając tego rodzaju występy trudno mieć nadzieję na wielkie sukcesy, wszak poważnej drużynie nie przystoi tak żenująca gra.
OCENY (skala 1-10)
Meret (4) Na początku dobrze obronił uderzenie Calhanoglu. W końcówce sparował strzał Lorenzo Colombo, ale to była jedynie rehabilitacja po własnym kompromitującym zagraniu. A poza tym nie dokonał niczego ciekawego. O pierwszą bramkę nie można mieć do niego pretensji, przy drugiej mógł zachować się lepiej, a przy trzeciej jest już zdecydowanie współwinny.
Rui (3) Asystował przy golu Mertensa. I tyle dobrego o nim. Bo przez cały mecz niecelnie podawał, beznadziejnie dośrodkowywał, a i w defensywie wciąż nie nadążał.
Koulibaly (3) Spóźnił się z próbą powstrzymania Ibrahimovica przy oby golach zdobytych przez Szweda. Był niepewny, popełniał błędy przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy, jak choćby w 67. minucie, gdy Ismael Bennacer mógł zdobyć bramkę. Na pewno lepiej mu wychodziły ofensywne szarże (świetne podanie do Mertensa w 27. minucie), ale to nie jest jego główne zadanie.
Manolas (4) Ograny przez Rebica przy golu na 0:2. Ograny przez Hauge przy golu na 1:3. W innych sytuacjach też nerwowy i nieobliczalny.
Di Lorenzo (3) Aktywny w ofensywie, ale zmarnował znakomitą sytuację waląc z pięciu metrów w poprzeczkę. W defensywie właściwie go nie było. Bo niby jak miał być, skoro to on tracił piłkę z przodu i nie miał szans na nadążenie za kontrami rywali? W taki właśnie sposób „asystował” przy dwóch golach Milanu i drugiej żółtej kartce Bakayoko.
Ruiz (4) Najbardziej cofnięty z pomocników, więc nabijał licznik podań bez stwarzania jakiejkolwiek przewagi w ofensywie. Zaliczył kilka odbiorów, ale chyba przez przypadek, bo można odnieść wrażenie, że nie wiedział, po co znalazł się na boisku.
Bakayoko (2) Od początku „elektryczny”, niepewny w interwencjach i mało precyzyjny przy podaniach. Za dwa faule w środku pola wyleciał z boiska i osłabił drużynę w momencie, kiedy ta łapała właśnie wiatr w żagle.
Politano (4) Trudno stwierdzić, czy grał jako skrzydłowy, czy jako jeden z dwóch napastników. Biegał, próbował robić zamieszanie, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Oddał jeden niezły strzał z dystansu.
Lozano (3) Można o nim napisać to samo, co o Politano. Tylko że żaden z jego strzałów nie zasługuje nawet na miano niezłego.
Insigne (3) Przez cały mecz nabuzowany, ale więcej z tego było nerwów niż pozytywnych efektów. Niecelnie podawał, miotał się, spóźniał się i z przodu, i w defensywie. Bardzo zły występ kapitana.
Mertens (5) Strzelił gola, ale i bez tego był wyróżniającą się postacią drużyny. Nie dlatego, że grał dobrze, ale dlatego, że nie był beznadziejny. Trudno mieć do niego pretensje o to, że nie wygrywał pojedynków główkowych w polu karnym. Na inne podania od partnerów nie mógł zbyt często liczyć.
Zieliński (4) Miał udział przy golu Mertensa, ale poza tym gry drużyny nie odmienił. Miał trudne zadanie, bo wkrótce po jego wejściu na boisku Napoli musiało sobie radzić w dziesiątkę, no ale kto ma realizować trudne zadania, jeśli nie zawodnik o takim potencjale?
Petagna (4) Zależało mu na zdobyciu gola i raz nawet był dość blisko, ale będącego w takiej formie Donnarummy nie da się pokonać strzałem co najwyżej przyzwoitym. W akcji w doliczonym czasie gry świetnie zrozumiał się z Mertensem, ale poza tą sytuacją nie dostał chyba ani jednej dobrej piłki od partnerów. |