Po wielu niepowodzeniach wreszcie przyszedł moment, gdy kibice Azzurrich mają powód do zadowolenia. Napoli zasłużyło na to zwycięstwo twardą, nieustępliwą i ambitną walką.
Wiele wskazywało na to, że Napoli czeka bolesna porażka. Trwający od wielu tygodni kryzys, zamieszanie wokół drużyny, wyjątkowo trudna sytuacja kadrowa i rosnąca forma Juventusu nie pozostawiały wątpliwości co do tego, kto jest faworytem pojedynku.
Początek potwierdził, że to Bianconeri będą mieli inicjatywę. Nie nastąpił wielki szturm, ale goście wywierali presję i starali się wykorzystać każde zawahanie i błąd Azzurrich. Pod samą bramką wciąż jednak czegoś brakowało: a to któryś obrońca wybił piłkę w ostatniej chwili, a to Alvaro Morata albo Cristiano Ronaldo oddawali niecelne strzały, a to znowu Portugalczyk stawał na drodze i przeszkadzał swojemu partnerowi z ataku.
Napoli przez długi czas nie potrafiło odpowiedzieć żadną groźną akcją. Wprawdzie w 15. minucie Lorenzo Insigne dostał prezent w postaci bezpańskiej piłki leżącej na polu karnym, ale nie skorzystał z okazji oddając niecelny strzał. Lepiej zachował się po kolejnym kwadransie. W podbramkowym zamieszaniu Giorgio Chiellini zdzielił ręką w twarz Amira Rrahmaniego i po analizie powtórek sędzia podyktował rzut karny. Insigne nic sobie nie robił ze swojej fatalnej passy z meczów przeciwko Juve i ustawił piłkę na 11. metrze, a potem świetnie uderzył pod poprzeczkę. 1:0!
Do końca pierwszej połowy trwała dominacja gości, chociaż Insigne też miał kolejne okazje: najpierw niepotrzebnie uderzał, zamiast podać do któregoś z kolegów uczestniczących w kontrze, a potem oddał celny, ale zbyt lekki strzał z rzutu wolnego.
Prawdziwe oblężenie zaczęło się dopiero po przerwie. Od pierwszej minuty Juventus ruszył do ataku, a gracze Gennaro Gattuso cofnęli się na własną połowę i postawili na twardą defensywę. Goście niemal bez przerwy posiadali piłkę, ale rzadko docierali z nią pod samą bramkę, a kiedy już się tam znaleźli, nie potrafili oddać strzału mogącego zaskoczyć Alexa Mereta. Golkiper dobrze się ustawiał, zachowywał zimną krew i skutecznie wybijał strzały z najbliższej odległości (Ronaldo z trzech i sześciu metrów, Morata z pięciu). Również rzuty wolne, prokurowane bezmyślnie przez Tiemue Bakayoko, nie przynosiły efektu, bo Ronaldo nie trafiał w bramkę. Po alternatywnym rozegraniu stałego fragmentu gry Federico Chiesa uderzył mocno i celnie, ale Meret znowu zachował się perfekcyjnie.
Choć wydawało się, że wyrównujący gol jest tylko kwestią czasu, Napoli nie zmieniało swojego nastawienia i bardzo sporadycznie przenosiło się z piłką na połowę rywali. Ostatecznie cierpliwa, ofiarna obrona okazała się skuteczna. Azzurri wreszcie odnieśli ważne zwycięstwo nad czołową ligową ekipą. Czy będzie to dobry prognostyk na pozostałą część sezonu? Przekonamy się już wkrótce, bo przed drużyną kolejne poważne wyzwania.
OCENY (skala 1-10):
Meret (7) Dopiero tuż przed meczem dowiedział się, że zastąpi kontuzjowanego Ospinę. To mało komfortowa sytuacja, zwłaszcza dla bramkarza, który ostatnio już definitywnie stał się drugim wyborem trenera. Ale Meret udźwignął ciężar, ani przez chwilę nie było widać w jego grze braku pewności. Świetnie wychwytywał górne piłki, podczas zamieszania pod swoją bramką zawsze stał tam, gdzie powinien. Wprawdzie uderzenia rywali nie były perfekcyjne, ale kiedy strzelają Ronaldo czy Morata, nigdy nie jest łatwo.
Di Lorenzo (6) Oj, dali mu się we znaki Chiesa i Danilo, miał tym razem wyjątkowo dużo pracy w obronie. Kilka razy musiał twardo walczyć, dobrze, że skończyło się tylko na jednej żółtej kartce (zawinionej akurat przez Zielińskiego). Nic dziwnego, że nie angażował się specjalnie w akcje ofensywne.
Maksimovic (8) Wielkie zaskoczenie. Po całej serii fatalnych występów Serb pokazał, że nadal potrafi być twardym, nieustępliwym, a przede wszystkim skutecznym obrońcą. Robił porządki nie tylko w polu karnym, ale często również przed nim.
Rrahmani (8) Jeszcze większe zaskoczenie. Zagrał po prostu świetnie: walczył, ściągał piłkę z głowy Moraty, dobrze się ustawiał, a na dodatek wywalczył rzut karny. Wielki plus tego meczu.
Rui (7) Kilka razy miał poważne problemy z zatrzymaniem Cuadrado i Bernardeschiego, ale im dłużej trwał mecz, tym pewniejsza była jego gra. W ofensywie pozwolił sobie nawet na efektowne podanie piętką. W całym meczu stawiał jednak na efektywność, a nie na fajerwerki.
Bakayoko (4) Po raz kolejny był tykającą bombą, a jako że drużyna cofnęła się bardziej niż zwykle, zagrożenie stwarzał pod samym polem karnym. Jak zwykle niechlujne, nonszalanckie podania, bezsensowne faule w okolicach własnej „szesnastki”, brak zwrotności i szybkości. Uff, dobrze, że ostatecznie nie zawalił meczu drużynie.
Zieliński (4) Przy niezwykle defensywnym nastawieniu drużyny przez 67 minut nie przejął ani jednej piłki. Nic dziwnego, bo w środku pola poruszał się zbyt ospale i bez przekonania. Tak samo wyglądała jego gra ofensywna. Jako pierwszy opuścił boisko, bo w takim meczu nie można sobie pozwolić na trzymanie statysty.
Insigne (7) Ustawiony nietypowo za plecami napastnika, ale nie miało to większego znaczenia, bo i tak zwykle przebywał tam, gdzie lubi, czyli na lewym skrzydle. No i robił to, co wprost uwielbia – strzelał, kiedy tylko się dało. Tym razem nie były to uderzenia zawstydzające. Kapitan dzielnie walczył w defensywie, z przodu starał się rozgrywać szybkie akcje z Ruim i Elmasem. Ale w tym meczu zasłużył na brawa przede wszystkim za to, że znowu odważył się podejść do „jedenastki”.
Politano (5) Niezbyt przekonujący występ. Nie potrafił rozszarpać defensywy przeciwnika, a sam nie stanowił w obronie wystarczającego wsparcia dla Di Lorenzo. Zmieniony razem z Zielińskim.
Lozano (8) Kolejny znakomity występ! Nie zdobył gola, nie miał asysty, liczby za nim nie przemawiają. Ale praca, jaką wykonywał na całym boisku, nawet jak na niego była wręcz szokująca. Był wszędzie, czyhał na przechwyty, we własnym polu karnym wybijał piłkę głową, biegał jak szalony. Nawet kulejąc nie odpuszczał, choć trzymanie go w takiej sytuacji na boisku to głupota, bo mogło się skończyć poważną kontuzją. Ambicja i wola walki na najwyższym poziomie.
Osimhen (4) Stanowczo za długo zajmuje mu powrót nie tyle do pełnej dyspozycji, co do elementarnych umiejętności. Przegrywał pojedynki biegowe z obrońcami, nie potrafił ich przepchnąć, źle przyjmował piłkę. Starał się, walczył, biegał, ale niewiele było z tego pożytku.
Ruiz (7) Dał dobrą zmianę. Grał spokojnie, solidnie, nie popełniał błędów. Nie bał się wziąć na siebie odpowiedzialności, próbował wyjść z piłką do przodu.
Elmas (6) Jak zwykle więcej wiatru niż konkretów, chociaż kilka razy dobrze włączył się w rozgrywanie piłki na lewym skrzydle. |